JULIA PSZOWSKA
Och, jaki piękny. Średniej wielkości wazon z białej porcelany, pełen niebieskich, ręcznie malowanych kwiatów znalazł swoje miejsce na zaszczytnym miejscu, w samym sercu domu – na szafce, tuż obok telewizora, tak, aby domownicy jak i wszyscy odwiedzający mogli go podziwiać i pytać ‘o, ale ładny. Też z ikeowskiej wyprzedaży?’
I faktycznie, każda osoba, której wzrok skupił się na ślicznym kawałku porcelany, kiwała głową z uznaniem. Może z jednym wyjątkiem.
Czworonożny lokator, leżący na swoim posłaniu w drugim kącie pokoju spoglądał na wazon z obojętnością, w pierwszej chwili nie zauważając go po wybudzeniu się z popołudniowej drzemki. Kiedy jednak jedna z osób przesunęła nieco dzbanek i postukała w niego, kot nastawił uszu i zamiótł ogonem. W tym też momencie jego uwaga została w stu procentach skupiona na porcelance, która bogu ducha winna, nie wiedziała jeszcze, co ją czeka. Albowiem z miłego dla oka dodatku do salonu stała się właśnie potencjalną ofiarą popołudniowego polowania.
Kiedy osoby goszczące w salonie zajęły się rozmowami i ich uwaga z zachwalania wnętrza przeniosła się na tematy innego nurtu, drapieżnik niepostrzeżenie, niczym cień podniósł się ze swojego posłania i zaczął zmierzać w stronę szafki, na której, niczym wisienka na torcie, czekała na niego jego nowa zdobycz. Kot miękko i bez większych problemów wskoczył na drugi koniec szafki, czając się za telewizorem, tak, aby nie zostać zauważonym. W akompaniamencie rozmów, mruczek czuł, że zlewa się z gwarem i pozostaje całkowicie niewidocznym. Do tego stopnia, że wystarczyło pokonać jeszcze tylko kilka małych kroczków, aby zaatakować. Kot nastawił uszu, ostatni raz dobrze przyjrzał się swojej ofierze, ustawił się do skoku i czekał. Kiedy sekundę później nastał tak wyczekiwany, idealny moment, drapieżnik doskoczył do wypatrzonego sobie punktu i trącił go łapą. Po salonie rozbrzmiał jedynie głośny dźwięk tłuczonej porcelany i nastała grobowa cisza, przerwana jedynie westchnięciem Pani Domu “Mruczku, znowu?”
Mruczek nieco wystraszony głośnym trzaskiem zeskoczył na ziemię i powąchał coś, co jeszcze chwilę temu było ładną, salonową ozdobą. Niewzruszony jednak, mało tego, zadowolony ze swojej pokonanej zdobyczy, uniósł wysoko ogon i pełen dumy wrócił na swoje posłanie. Ach, cóż z niego za drapieżnik!
Warto jednak zatrzymać się na moment i zadać zasadnicze pytanie – dlaczego tak właściwie koty zrzucają rzeczy? Czy robią to, żeby zaznaczyć swoją dominację i pokazać, że jedyną i najprawdziwszą ozdobą domu są tylko i wyłącznie one? Czy może robią to z powodu swojego nikczemnego i złośliwego charakteru, chcąc toczyć spór ze swoimi właścicielami?
Odpowiedź jest prosta i wcale nie ma związku z narcystycznym charakterem kota ani jego piekielnymi zapędami rodem Behemota z “Mistrza i Małgorzaty”. Chodzi właśnie o już wcześniej wspomnianą, wrodzoną chęć i potrzebę kota do polowań, ale nie tylko. Jest pewne jednak, że koty absolutnie nie robią tego złośliwie, bo jak wiadomo (lub też nie) po prostu nie znają tego uczucia. Jedna z kocich prawd brzmi: cokolwiek znajduje się na stole, półce lub szafce, należy zostać dotknięte, przesunięte a nawet zrzucone. Gdy kot zrzuca rzeczy ze stołu, opiekuni czworonoga mają trzy wyjścia: pieczołowicie pilnować i chować wszelkie przedmioty do szafek i szuflad, nie pozostawiając nic, co mogłoby mieć kontakt z wszędobylskimi łapkami kota, próbować oduczyć go strącania przedmiotów lub zaakceptować niepożądane zachowanie, uznając je za naturalną część życia z kotem pod jednym dachem.
Jednym z powodów, dla którego kot czuje potrzebę zrzucania bądź też po prostu przesuwania rzeczy, jest po prostu nuda. Kiedy jesteśmy zajęci, nasz czworonożny przyjaciel nie ma towarzysza w postaci innego pupila a pudełko z jego kocimi zabawkami jest poza jego zasięgiem, gdy doskwiera nuda, nie ma innej rady jak przekształcić ludzkie rzeczy w te, którymi można się pobawić. Telefon, portfel, klips do włosów, kubek z kawą. Wszystko pozostawione same sobie staje się ciekawe i zachęca do poznania, obejrzenia, powąchania i dotknięcia (toteż zrzucenia). Co jednak ciekawe, koty chętniej sięgają po drobniejsze rzeczy, które nie wymagają od nich aż tyle zaangażowania w ich przesunięcie, czyli zabawę nimi. Dlatego bardziej pewne, że obiektem zainteresowania może stać się ciekawy, kolorowy breloczek do kluczy, aniżeli gruba, opasła książka.
Kiedy koty zrzucają coś ze stołu, chcą też tym samym dać znać, że ‘hej, jestem tutaj!’ Kiedy długo czytamy książkę bądź też pracujemy przy komputerze a wejście mruczka na nasze kolana poskutkuje tylko chwilowym pogłaskaniem go i odstawieniem na ziemię, czworonogi muszą wytoczyć mocniejsze działa. Jeżeli nie można po dobroci, to po złości zawsze da radę. Zrzucenie brzęczącego pliku kluczy czy też metalowej zakrętki na ziemię sprawi, że od razu zostaniemy oderwani od czynności, w której właśnie byliśmy trakcie. Z pewnością szybko wstaniemy i pójdziemy sprawdzić co się stało, weźmiemy kota w objęcia i przytulimy go, ciesząc się, że ten jest cały. Brawo, cel osiągnięty. Jeden do zero dla mruczka.
Kolejnym z powodów jest zwykła, kocia ciekawość. Dotykanie przedmiotów łapką i trącanie leży w kociej naturze. Czworonóg jest niczym małe dziecko, poznaje świat wszystkimi zmysłami: wącha, dotyka, liże, obserwuje i eksperymentuje. Przedmiot leżący na stole jest odpowiednikiem przyczajonej myszy. By sprawdzić, czy mysz jest wciąż żywa, należy ją dotknąć lub podrzucić. Trudno kociej łapce podrzucić w górę pęk kluczy czy długopis, dlatego też rzecz zostanie zepchnięta i spadnie na podłogę. W chwilę po zrzuceniu kot rzuca się w pościg za domniemaną ofiarą, co przybliża nieco bardziej pierwszy, wspomniany już na samym początku powód. Koty zrzucają rzeczy, ponieważ mają w sobie potrzebę polowania, która przetrwała w nich i ewoluowała od ich wielkich, dzikich kocich krewnych. Każda kocia zabawa to tylko rytuał polowania w bardziej udomowionym przebraniu.
Mówi się, że kota, który raz nauczył się zrzucania rzeczy ze stołu, ciężko będzie tego oduczyć. Czy jednak jest to możliwe? Sporo należy od naszej cierpliwości i uporu, z pewnością też powinniśmy wykazać się większym sprytem i przebiegłością, niż nasi czworonożni przyjaciele. Sporo zależy od naszej cierpliwości i uporu, jak bowiem wiadomo, jedynie sumienność popłaca. Już na starcie powinniśmy zapomnieć, że oduczymy kota czegokolwiek poprzez powtarzanie słów „nie!” lub „zostaw!”, albowiem koty tak nie działają. Można by nawet pomyśleć, że tych słów brakuje w kocim słowniku. Musimy dać naszemu pupilowi coś w zamian, jakieś zastępcze, równie atrakcyjne zajęcie. Jackson Galaxy, słynny zaklinacz kotów, nazywa to „propozycją na tak”. Powinniśmy uprzedzić niechciane zachowania mruczka i nie dopuść do ich utrwalenia. Ważne jest proponowanie kotu innej rozrywki.
Duża ilość zabawy, poświęcenie swojej uwagi, liczne słowa i uczucie, zanim narodzi się kocia nuda i frustracja. Musimy być szybcy i pomysłowi, o wiele szybsi i bardziej pomysłowi niż nasi koci przyjaciele, co na pierwszy rzut oka może wydać się bardzo trudne, może i nawet niemożliwe. Mruczki szybko nudzą się starymi zabawkami, to też raz na jakiś czas powinna pojawić się nowa, wzbudzająca kocią ciekawość. Lepiej kupować jedną czy też dwie częściej, niż cały worek rzadziej. Warto też spróbować własnych sił i spróbować zrobić kocie zabawki samemu. Często wystarczy do tego jedynie kawałek sznurka, patyk i piórko, a zabawy może być co nie miara. Nasi czworonożni przyjaciele z pewnością o wiele bardziej docenią własnoręcznie wykonany dla nich prezent, niż pierwszą lepszą zabawkę kupioną w sklepie w pobliżu.