Dzieci, wracajmy do domu, czeka na nas spadek! Recenzja filmu „Aryskotraci”

PATRYCJA BIENIEK

W czasach, gdy wytwórnia Disney podejmuje wiele kontrowersyjnych decyzji, a ich produkcje stają się tematem gorących dyskusji, warto na chwilę powrócić do starych i poczciwych „Aryskotratów”.

Bajka z 1970 roku ukazuje losy kotki, Duchessy, oraz trójki jej uroczych dzieci – Marie, Toulouse’a oraz Berlioza. Cała rodzina mieszka ze swoją właścicielką w drogiej dzielnicy Paryża i wiedzie opływające w luksusy życie. Kobieta, nie posiadając żadnych ludzkich krewnych, postanawia zapisać cały majątek swoim pupilom. O wszystkim dowiaduje się jednak jej chciwy lokaj, który porywa i wywozi koty na francuską prowincję.


Przez resztę filmu możemy obserwować trudną i długą wędrówkę rodziny, która uparcie próbuje powrócić do swojej ukochanej pani. Nie są oni jednak w tym wszystkim osamotnieni. Na swojej drodze spotykają wiele zwierząt, które z chęcią udzielają im wskazówek i oferują dach nad głową. Wśród nich pojawia się także szarmancki kot Thomas, który oczarowany piękną Duchessą, postanawia odprowadzić ją oraz jej dzieci pod same drzwi rezydencji.

Reżyserią bajki zajął się Wolfgang Reitherman, który odpowiedzialny jest również za kilka innych kultowych produkcji Disneya. Przykładami mogą być, chociażby „101 Dalmatyńczyków” (1961 r.), „Księga Dżungli” (1967 r.) czy „Robin Hood” (1973 r.).

Osoby odpowiadające za casting polskich aktorów dubbingowych również świetnie wykonały swoją pracę, w związku z czym w filmie można usłyszeć głosy idealnie dopasowane do charakterów ukazanych bohaterów. Wśród nich odnajdziemy Karinę Szafrańską (jako Duchessę), Andrzeja Zielińskiego (jako Thomasa), Dominikę Sell (jako Marie), Mariana Opanię (jako Scatcata) czy Jacka Jarosza (jako Roqueforta).

Bajka, jak można się domyślić, została stworzona z myślą o dzieciach. Występujące w niej urocze kotki, głupiutkie gęsi czy niezdarna mysz z pewnością przypadną im do gustu. Warto jednak wspomnieć, że w produkcji znaleźć można również wiele komicznych scen czy zabawnych dialogów, które będą w stanie rozśmieszyć niejednego dorosłego. Na specjalne wyróżnienie zasługują kwestie dialogowe adwokata Georgesa czy psiego duetu Napoleona i Lafayette’a.

Jak na produkcję Disneya przystało, w „Aryskotratach” pojawia się także kilka piosenek. Żadna z nich nie jest jednak przesadzona czy też sztucznie wymuszona. Pojawiają się one w sposób naturalny, z łatwością wpadają w ucho i dodatkowo budują niesamowity klimat.


Ważnym dla odbioru filmu jest również fakt, że jego akcja toczy się w 1910 roku, kiedy w rzeczywistości istniał jeszcze wyraźny podział na niższe oraz wyższe klasy społeczne. Twórcy produkcji postanowili go wiernie odwzorować, jednak zrobili to głównie na przykładzie samych zwierząt. W ten sposób Duchessa i jej kocięta stały się arystokracją – jadali najlepsze przysmaki, mieszkali w najdroższej dzielnicy, a w wolnych chwilach zajmowali się grą na fortepianie, śpiewem oraz malarstwem. Ich przeciwieństwo stanowiły dachowce, które żyły w opłakanych warunkach, i których jedyną pasją była muzyka jazzowa. Pomoc domową symbolizowała zaś klacz Frou-Frou, której pracą było ciągnięcie dorożki.

Jest to kolejny dowód na to, że „Aryskotraci” spodobają się nie tylko dzieciom, ale również starszym widzom. Jako fanka serialu „Dawnton Abbey” jestem oczarowana wysoko postawionymi kotami, które nie mają zbyt dużego pojęcia o prawdziwym życiu. Dodatkowo ta intryga z ogromnym spadkiem w roli głównej! Czy mogłoby istnieć coś bardziej arystokratycznego?